Gospodarka Prawo 6 kwietnia 2022

Co w trawie piszczy #3 – próba uregulowania działania holenderskich coffeshopów

Wielu z nas kojarzy kraj Niderlandów jako mekkę marihuany w Europie. Jest to zdecydowanie najpopularniejszy kierunek, w którym kursują ludzie, by móc legalnie zapalić jointa na ulicy. Jednak to, co z pozoru wydaje się uregulowane i jasne, po dogłębnym zbadaniu sprawy już wcale nie jest takie oczywiste. Dziś weźmiemy na warsztat próbę pełnej legalizacji działania holenderskich coffeeshopów.

Cały problem z ichniejszymi „kawiarniami” koncentruje się wokół niejednoznacznego statusu konopi indyjskich: o ile sprzedaż i używanie konopi indyjskich do celów rekreacyjnych są tam tolerowane, tak produkcja i jej dystrybucja są surowo zabronione.

Niezły absurd, prawda? To trochę tak, jak z nasionami konopi indyjskich w Polsce – można je legalnie kupić, natomiast o sadzeniu można już zapomnieć.

W ramach obecnej polityki tolerancji sprzedaż i używanie nadal są przestępstwami w świetle prawa holenderskiego, ale panuje tam powszechne przyzwolenie na tego typu działania. Nie jest to jednak rozwiązanie idealne – wiele gmin skarży się, że nieuregulowana polityka konopna powoduje problemy w zakresie porządku i bezpieczeństwa publicznego, zdrowia publicznego oraz delikatnie mówiąc, nie sprzyja walce z przestępczością.

Aby zrobić coś w końcu z tą niejasną sytuacją, rządzący krajem polderów i wiatraków zapisali w umowie koalicyjnej z 2017 roku zobowiązanie do przeprowadzenia eksperymentu z regulowaną uprawą i sprzedażą konopi indyjskich.

Celem eksperymentu było ustalenie, czy możliwe jest uregulowanie dostaw konopi do coffeeshopów (obecnie cofeeshopy są zaopatrywane przez „wyjętych spod prawa” hodowców) oraz późniejsze zbadanie wpływu w pełni kontrolowanego przez państwo rynku marihuany, na wyżej wymienione kwestie stanowiące problem dla holenderskich gmin.

Co poszło nie tak z próbą uregulowania rynku marihuany w Holandii?

Od zapisu w umowie koalicyjnej minęło już 5 lat – co udało się w tym czasie ustalić? Jak się okazuje, niewiele: „niestety, stało się jasne, że rozpoczęcie projektu w 2022 r. nie jest już realistyczne” – piszą do izby niższej ministrowie Ernst Kuipers i Dilan Yesilgöz.

Co poszło nie tak? Jak to zwykle bywa, za wszystkim stoją „różnice” w zdaniach rządzących.

Partia D66 naciskała na przeprowadzenie próby już w 2017 r. i w końcu udało się ją wprowadzić do umowy koalicyjnej Rutte-II. Jednak wśród „partnerów” rządowych nie było specjalnego entuzjazmu, co rozpoczęcia tego projektu.

Wsparcie projektu jedynie przez część ugrupowań, skutkowało później takimi problemami na poziomie wykonawczym, jak np. kłopoty plantatorów z uzyskaniem gruntów pod uprawę. Growerzy nie mogą też otworzyć rachunków niezbędnych do prowadzenia biznesu, ponieważ banki obawiają się, że będą ścigane za pomoc w praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu.

Kolejnym warunkiem, koniecznym do wzięcia udziału w programie było to, że absolutnie wszystkie coffeeshopy w gminach uczestniczących w projekcie muszą zastosować się do nowych zasad. Problemy z “państwowymi growerami” sprawiły, że poszczególne biznesy obawiają się przez to o ciągłość dostaw suszu do swoich lokali i nie chcą zgodzić się na udział w eksperymencie.

“Rotterdam ma prawie czterdzieści coffeeshopów. Jakie będą konsekwencje, jeśli coffeeshopy nie będą chciały wziąć udziału w projekcie, czy będziemy musieli je zamknąć?” – zastanawia się burmistrz Aboutaleb.

Przez brak rządowego parasola ochronnego nad projektem oraz niedopracowanie założeń programu, stanął on w miejscu, a szansę na jego ponowne rozpoczęcie według holenderskich polityków będą możliwe „najwyżej w drugim kwartale 2023 roku”.

Jak widać, niderlandzka polityka konopna wcale nie wygląda tak kolorowo, jak zazwyczaj serwuje się ją nam w masowym przekazie. Zapewne jeszcze sporo wody upłynie w Amsterdamskich kanałach, zanim sprawa specyficznych tworów, jakimi są coffeeshopy, zostanie uregulowana.

(Bartek Święcicki)

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze